milosc-od-pierwszego-dotykuNatura dba na wszelkie możliwe sposoby o to, żeby między dzieckiem a jego głównymi opiekunami powstała silna i właściwie nieulegająca zerwaniu więź.

Ta więź jest dla dziecka podstawą jego harmonijnego rozwoju. Bezpiecznym portem i na początku jedynym możliwym sposobem radzenia sobie z trudnymi emocjami. Więź, o ile zaspokaja potrzeby dziecka, reguluje działanie jego fizjologii, wzmacnia odporność, pomaga rosnąć i poznawać świat, uczy miłości. Daje też dziecku poczucie bezpieczeństwa.

Wraz z rozwojem dziecka zadania, w których natura zawierzyła więzi, stają się coraz bardziej skomplikowane. Dziecko uczy się pilnować bliskiej osoby, a unikać obcych. Chętniej też naśladuje osoby, które kocha i zna. Małe dziecko przejmuje również od swoich opiekunów ich sposób widzenia świata i rozumienia panujących w nim reguł.

Jednak pierwsi propagatorzy rodzicielstwa bliskości, Searsowie, pisząc książkę Attachment Parenting Book (czyli „Książka o rodzicielstwie opartym na więzi”), bardzo mało miejsca poświęcili tym aspektom więzi, o których wspomniałam. Treścią książki uczynili kwestie, o których bardzo często się zapomina, mianowicie bliskość i miłość, jaką do swojego dziecka odczuwają jego opiekunowie.

Narodziny dziecka stanowią doniosłe wydarzenie w życiu jego bliskich. Mama i tata stają się rodzicami określonego dziecka. Natura może ich wspomagać w tej roli, o ile się na to zgodzą. Rodzice we własnym tempie uczą się swojego, najpierw malutkiego, a potem coraz większego dziecka.

W życiu dorosłych ludzi wiele zależy od kultury, w jakiej się wychowali i żyją. Od tego, jak rozumieją swoje powinności i które zachowania uważają za właściwe. Niestety, jest tak, że wiele wyzwań, jakie stawia przed współczesnymi rodzicami ich własna kultura, stoi w sprzeczności z planem, jaki miała dla nich natura. Obok instynktu i intuicji pojawia się „autopilot”.

Więź, która łączy rodziców z ich własnym dzieckiem, i miłość, jaką odczuwają, pomagają im przezwyciężać trudności, zdobywać się na wysiłek, na jaki w innej sytuacji trudno byłoby się zdobyć komukolwiek. Więź tworzy się najłatwiej, gdy pozwala się naturze działać bez przeszkód. Jednak i dziś, choć coraz częściej podkreśla się rolę pierwszego kontaktu między matką i dzieckiem, wiele rzeczy odbywa się w sposób, który ten kontakt utrudnia. Na przykład zwyczaj zawijania małych dzieci w powijaki, z których wystaje im tylko głowa.

Najbardziej jednak tworzenie więzi utrudnia fakt, że nasza kultura bardzo wcześnie włącza do relacji między rodzicami i dziećmi element wychowania i nauki właściwych zachowań – dużo wcześniej niż w innych kulturach, gdzie na początku głównym zadaniem rodziców jest dbałość o fizyczny i emocjonalny komfort dziecka.

Nacisk na wychowanie powoduje u rodziców konflikt między emocjami, które podszeptują im, żeby pocieszyć, przytulić smutne, płaczące dziecko, a innym głosem, który podpowiadają, żeby dziecka nie rozpieszczać i nie pozwolić mu wejść sobie na głowę.

Im więcej razy rodzice zduszą w sobie impuls, żeby dziecku pomóc albo uważnie go wysłuchać, i zostawią płaczące czy złoszczące się samemu sobie, z intencją, żeby nauczyło się właściwie zachowywać, tym większe prawdopodobieństwo, że osłabnie w nich ów szósty zmysł, który pozwala rozpoznawać uczucia i potrzeby dziecka. Tym mniejsza również szansa na to, że dziecko będzie miało zaspokojone własne potrzeby na tyle, żeby zainteresować się tym, czego potrzebują jego rodzice.

Na szczęście w każdej chwili można zmienić swoje postępowanie i zacząć się troszczyć przede wszystkim o dobrą, bezpieczną relację z dzieckiem. Zacząć słuchać swojego serca, kierować się wrażliwością i empatią. I wierzyć, że to, co dziecko ma do powiedzenia, jest zawsze ważne.

 

Agnieszka Stein,
psycholog, który wspiera
wszystkich dorosłych zajmujących
się dziećmi, w zgodzie z duchem
rodzicielstwa bliskości

Więcej artykułów Agnieszki

Drodzy Czytelnicy, czekamy na Wasze komentarze. Piszcie na adres  redakcja@blizejdziecka.com