kokoW dawnych czasach, przy jednym z błotnistych brzegów rzeki Parony, spotkać można było krokodyla o imieniu Affat. Spędzał on dni na brzegu, obserwując świat zielonymi oczami, wyczekując na obiad i wystawiając paszczę, by ogrzać się w promieniach słońca. Im bliżej było wieczora, tym bardziej Affat zanurzał się w wodzie. Z powodu krótkich nóg oraz sporej wagi zwierzę nie przepadało za spacerami. Jednakże jego ogon sprawiał, że Affat świetnie pływał. Potrafił też przez dłuższy czas wstrzymywać oddech pod wodą.

Pewnego dnia odwiedził go przyjaciel – krokodyl Rami. Przyglądali się sobie przez chwilę, po czym przybysz odezwał się łagodnie:

– Witaj, Affacie. Wyglądasz dziś jakoś inaczej niż zwykle. Paszczę masz prawie przy ziemi, ogon opuszczony, nieprzytomne oczy.

– Martwię się, martwię się, przyjacielu. Ech… gdybyś tylko wiedział, jak ja się bardzo martwię. Martwię się tak, że gdybyś chciał zmierzyć moje zmartwienie, zobaczyłbyś, że ciągnie się jak rzeka, a szerokie jest jak horyzont. Jednym słowem – martwię się tak, jak tylko krokodyl potrafi…

– A czym się tak bardzo martwisz?

– Hmmm… Tym, że słońca będzie kiedyś za dużo, że nadejdzie susza i wyschnie rzeka. Martwię się, że wypadną mi zęby i nikt nie będzie już czuł respektu przede mną. Martwię się, że zachorują moje łapy i nie będę mógł pójść już donikąd, lub ogon i nie będę mógł pływać. A nade wszystko martwię się, że ktoś kiedyś zastawi na mnie pułapkę i przerobi mnie potem na eleganckie buty! Na samą myśl drżę i zastanawiam się, jak lepiej ukryć się w błocie.

 

Rami w skupieniu wysłuchał tej mowy. Wiedział, o czym mówi Affat. Sam niedawno miał podobne rozterki. Teraz spojrzał na przyjaciela i przyjmując pogodny wyraz paszczy, rzekł:

– Affacie, wiedz o tym, że większość, ba, nawet prawie wszystkie nasze zmartwienia dotyczą spraw, które nigdy się nie zdarzą. Rzeka nie wysycha ot tak, po prostu. Słońce świeci już tyle lat. Zna się na tej pracy i wie, gdzie i ile ma go być. To samo z deszczem. Poza tym zmiany pogody to coś, na co ani ja, ani ty nie mamy wpływu. Spójrz, właśnie zaczyna padać orzeźwiający deszczyk.

– Widzę, widzę, przyjacielu i czuję go na grzbiecie – odrzekł Affat. Faktycznie, ani ja, ani ty nie prosiliśmy o niego. Sam zdecydował, że będzie padał akurat teraz. Może i masz rację, jak się nad tym zastanowić… A zęby? Co powiesz na to, że wypadną mi zęby?

– Affacie, czy widziałeś w swoim życiu choćby jednego bezzębnego krokodyla? – spytał Rami.

– Hmmm… – zastanowił się Affat. – W sumie nie znam. Ale pamiętam, że przepływał kiedyś przez naszą okolicę jeden krokodyl. Zatrzymał się na pogawędkę i opowiedział mi, że stracił kiedyś ząb. Przypominam sobie jego opowieść. Zaraz, zaraz… z tego, co mówił, na miejsce starego zęba wyrósł nowy i w dodatku ładniejszy!

Affat uśmiechnął się na to wspomnienie, szczerząc swoje nieskazitelnie zdrowe zęby.

– Ale, ale… a łapy i ogon? Co z nimi? – upierał się Affat.

– Nie zagwarantuję ci, że nigdy nic złego się z nimi nie stanie, lecz dopóki są sprawne, ciesz się nimi. Ćwicz, pływaj i bądź z nich dumny. Są tylko twoje, więc dbaj o nie jak możesz – odrzekł Rami.

Tymczasem deszcz padał mniejszy i mniejszy. Przyjaciele zamilkli na kilka chwil, szukając wygodnego zagłębienia z błotem, by się tam przenieść. Gdy już takowe znaleźli i usadowili się w nim wygodnie, wrócili do rozmowy.

– A co, jeśli ktoś zastawi na mnie pułapkę? Lub podpłynie łodzią w środku nocy, aby mnie schwytać? Nie chcę służyć komuś za materiał na buty. Co to, to nie! – oburzył się Affat.

Rami zamyślił się. Sam obawiał się schwytania przez kłusowników. Odpowiedział więc szczerze:

– Cóż, mogę ci tylko powiedzieć, przyjacielu, co ja o tym myślę. Też, podobnie jak ty, mogę zostać schwytany i przerobiony na gustowną galanterię. I tak jak ty, też nie chciałbym tego. Ale wiem jedno, nie będę się tym zadręczał, szkoda krokodylego życia na takie smutki. Póki co, będę miał nadzieję, że to się ani mnie, ani tobie nigdy nie przytrafi. Będę się cieszył życiem w spokoju. Ale jeśli nawet stanie się coś złego, będę próbował walczyć lub wydostać się z niewoli. Użyję siły ogona, zębów i sprytu. Zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy…

– Dobrze, dobrze, zrozumiałem – przerwał mu Affat, nieco już rozchmurzony.

Nastała chwila ciszy, po której Rami zabrał głos:

– W takim razie, może udamy się na spacer? Spójrz, deszcz przestaje padać, tam wyłania się piękna tęcza. Pójdźmy sobie w jej stronę – zaproponował krokodyl.

– Zgoda. Wzmocnimy trochę łapy! – odpowiedział Affat i ruszył za przyjacielem we wskazanym kierunku.

I tak ich przyjaźń trwała przez wiele lat. Z tego, co opowiadano, ani Affatowi, ani Ramiemu żaden kłusownik nigdy nie stanął na drodze podczas długiego krokodylego życia.

 

Możesz podarować dziecku „bajkę szytą na miarę” – piszemy bajki na specjalne okazje, zapraszamy do kontaktu: a.niedzwiecka@blizejdziecka.com

 

Agnieszka Niedźwiecka
z wykształcenia pedagog, z zamiłowania autorka bajek dla dzieci.

 Artykuły i Bajki Agnieszki…